„Amatorzy” – reż. Iwona Siekierzyńska, muz. Marzena Majcher, 95 min
Historia zaczyna się w momencie, kiedy teatr Krzyśka „Biuro Rzeczy Osobistych” (tworzony przez niepełnosprawnych intelektualnie aktorów) wygrywa festiwal. Nagrodą ufundowaną przez zawodowy teatr jest możliwość zrealizowania spektaklu. Wielka radość, wielka szansa, wielkie oczekiwania. Krzysiek z aktorami właśnie pracują nad nową sztuką Grek Zorba. Wspaniale byłoby wystawić ją na prawdziwej scenie. Okazuje się jednak, że dyrektor teatru oferując im współpracę, stawia określone warunki. Kiedy pojawia się gwiazda – Wiki – aktorzy Krzyśka są pod urokiem jej charyzmy. Presja czasu, fascynacja Wiki… Premiera musi się odbyć, ale czy Krzysiek będzie z niej dumny?
ŁUKASZ MACIEJEWSKI o filmie „AMATORZY” (źródło: Onet.pl)
„CZY OFELIA BYŁA PEŁNOSPRAWNA?”
Jednak są w tym roku widzowie, jest „Piekiełko”, czerwony dywan i wypełniony po brzegi Teatr Muzyczny. W kręconych w większości w Gdyni „Amatorach” Iwony Siekierzyńskiej, znalazła się bowiem scena nakręcona podczas FPFF. Na uroczystej gali, w rolach statystów, między innymi Agnieszka Holland czy Małgorzata Kożuchowska. Trwa premierowy pokaz filmu z główną rolą granej przez Romę Gąsiorowską Wiki. Frenety i wzruszenie. Zdecydowanie ważniejsze jest jednak towarzystwo Wiki. To aktorzy z zespołem Downa, członkowie zespołu teatralnego „Biuro Rzeczy Osobistych” z Gdyni.
W filmie Iwony Siekrzyńskiej, dla której „Amatorzy” są pełnometrażowym debiutem, chociaż to autorka o dużym dorobku, fikcja miesza się z fakturą dokumentalną. Aktorzy Teatru „BRO” są prawdziwi, reagują naturalnie, podobnie jak zaproszeni do udziału w tym wyjątkowym projekcie profesjonalni aktorzy – poza Gąsiorowską także Wojciech Solarz, Anna Dymna, Małgorzata Zajączkowska, Mariusz Bonaszewski czy Krzysztof Kowalewski. Życie staje się napędem dla kina.
O ile polskie kino w ostatnich latach często pokazywało osoby z niepełnosprawnościami, szczególne zasługi tutaj zwłaszcza Maciej Pieprzyca, o tyle nikt chyba jeszcze nie sportretował w fabule zbiorowości osób z zespołem Downa. Przy czym, rzecz niezmiernie istotna, nie mówi się tutaj o chorobie, nie narzeka na los, nie domaga specjalnego traktowania, Siekierzyńska pokazuje osoby z zespołem Downa jako wartościową część społeczności. Odmienną, ale funkcjonującą niemal identycznie. Żeby to zrozumieć, trzeba tylko przejść czasami krótszą, niekiedy dłuższą drogę samopoznania i wejścia do tego świata, skorzystania z ich zaproszenia.
Za jakiś czas będziemy rozpatrywali „Amatorów” również jako przykład cennego kina autotematycznego, filmu o pracy artystów, o tworzeniu. Oglądamy bowiem przygotowania Teatru BRO do wystawienia „Hamleta”. Krzysztof (Wojciech Solarz), postać wzorowana na szefie „Biura Rzeczy Osobistych” – Zbigniewie Biegajle, od lat tworzący spektakle z udziałem aktorów z niepełnosprawnościami intelektualnymi, dostaje zaskakującą propozycję. Ma wystawić „Hamleta”, premiera odbędzie się na deskach Teatru Szekspirowskiego, a w projekcie mają również wziąć udział zawodowi artyści. Propozycja ciekawa, ale jakby nierealna. Jak bowiem nauczyć aktorów z zespołem Downa skomplikowanego szekspirowskiego dialogu, jak przepracować styl teatru opierającego się dotychczas głównie na terapii ruchem, na deklamację i kostium z epoki? Do tego dochodzą kłopoty z koncentracją, dyscypliną, pojawiają się antagonizmy pomiędzy aktorami z zewnątrz i członkami zespołu. Trochę jak w „Jeszcze nie wieczór”, fabularnej balladzie Jacka Bławuta z 2008 roku, podpatrującej rzeczywistość aktorów seniorów w Domu Aktora w Skolimowie, i zderzającej tę dokumentalną obserwację z fabularnym plotem, rzeczywistość filmowa w „Amatorach” jest jednocześnie fikcyjna i prawdziwa. Wiki w wykonaniu Romy Gąsiorowskiej, popularna aktorka, która zgodziła się wziąć udział w tej przygodzie pewnie trochę z kalkulacji, trochę dla przetestowania własnych możliwości, jest pełna wdzięku, bezpośrednia, urocza, ale także nieskoncentrowana, nieprzygotowana, wiecznie w biegu, spóźniona. To drażni jej partnerów z BRO, którzy w jednej ze scen upokarzają jej nieprzygotowanie, podając tekst Szekspira. Drażni to również pozostałych aktorów, zwłaszcza Olbińską, dawną gwiazdę, graną przez Małgorzatę Zajączkowską, do tego dochodzi agresywna postawa dyrektora (Mariusz Bonaszewski), a w końcu kłopoty uczuciowe Krzysztofa.
„A Ofelia była pełnosprawna czy niepełnosprawna?” – pytają zdroworozsądkowo aktorzy z Biura Rzeczy Osobistych (nazwa teatru jest permanentnie mylona z Biurem Rzeczy Odnalezionych, nikt nie chce włożyć minimum wysiłku, żeby zapamiętać właściwą nazwę). Ich analiza tekstu jest prosta, reakcje – szczere. Mówią: ona mnie drażni, albo: chcę się przytulić. Potrzebują kontaktu, dotyku, akceptacji. Poza Krzysztofem, który jest „ich”, nie czują się bezpiecznie. Nie rozumieją, w czym biorą udział. Mary, gwiazda Teatru BRO, siostra Krzysztofa, jest podwójnie zawiedziona. Czuje, że Wiki zabiera grupie część splendoru, na dodatek podczas uroczystej gali w Teatrze Muzycznym, Mary gubi sztuczną szczękę…
I tak właśnie jest w tym niezwykłym, chociaż niedoskonałym filmie. Prawda podpatrywania, sugestia interpretacji. Siekierzyńska, od lat związana ze środowiskiem osób z niepełnosprawnościami, ma z nimi nie tylko świetny kontakt, ale i dobry wgląd do tej rzeczywistości, również zaproszenie do filmu Anny Dymnej, grającej matkę Mary i Krzysztofa, ma znaczenie symboliczne. Dymna reaguje naturalnie, jej relacje z osobami z niepełnosprawnościami to codzienność, nie schemat wypracowany do roli aktorskiej. Trudno też nie przyjąć argumentów Olbińskiej, mówiącej: „Nie wiem, w czym ja gram, jakie mam tutaj zadanie aktorskie”. Ona naprawdę tego nie wie, nie rozumie, zadanie ją przerasta. Prawdziwie wzruszający jest moment, kiedy Małgorzata Zajączkowska zaczyna kolejno przytulać członków BRO, mówiąc: „to nie jest wasza wina, to nie wasza wina”.
Iwona Siekierzyńska stara się utrzymać słodko-gorzką tonację. To nie jest duszny dramat, elementy komiczne sąsiadują z melodramatycznymi. Ktoś w pewnym momencie mówi: „Całe życie z wariatami”. Jest w tym czułość, nie ma agresji. Wojciech Solarz z charakterystyczną dla tego aktora wrażliwością i ciepłem bezbłędnie gra wycofanego lidera, który spełnia się dokładnie w tym, co robi. Być może wcale nie marzy o czerwonym dywanie na festiwalu w Gdyni, o nagrodach i bankietach, a dla zaspokojenia ambicji wystarczy my praca z osobami z zespołem Downa? Może to właśnie daje mu poczucie spełnienia: artystycznego i życiowego. Inaczej myśli zapewne Wiki, inaczej Olbińska, inaczej aktorzy BRO. Każdy myśli inaczej.
„Amatorzy” nie są pozbawieni wad. Niektóre wątki wydają się niepotrzebnie rozbudowane, inne ledwie naszkicowane (kompletnie niewykorzystana jest na przykład postać starego aktora grana przez Krzysztofa Kowalewskiego). Scena premiery „Hamleta” w Teatrze Szekspirowskim trwa z kolei w nieskończoność, rozbijając zupełnie rytm filmu. Uwag krytycznych pewnie miałbym więcej, ale nie zmienia to opinii o całości. „Amatorzy” to kino o prawdziwych amatorach sztuki. Jak w „Amatorze” Krzysztofa Kieślowskiego, ulubionym filmie profesora Iwony Siekierzyńskiej z łódzkiej „Filmówki” – imię Krzysztof dla postaci granej przez Wojciecha Solarza na pewno nie było przypadkowe. Być amatorem czegoś, to znaczy mieć autentyczną, niewymuszoną satysfakcję z pasji, cieszyć się każdym sukcesem, ale niekoniecznie o ten sukces walczyć. Amatorzy Siekierzyńskiej, nasi bracia, nasze siostry, chłoną teatr i kino, bo to daje im powietrze, daje życie. Patrząc na nich, oddychamy również. Po obejrzeniu filmu, chciałoby się powtórzyć filmowy gest Wiki. Podejść do każdego „amatora”, przytulić mocno i powiedzieć: „byliście wspaniali”. Jesteście.