ZABIJ TO I WYJEDŹ Z TEGO MIASTA

„ZABIJ TO I WYJEDŹ Z TEGO MIASTA” – scenariusz i reżyseria Mariusz Wilczyński, animacja, 88 min.

Uciekając przed rozpaczą po utracie bliskich, bohater ukrywa się w bezpiecznej krainie wspomnień, gdzie czas stoi w miejscu, a wszyscy jego bliscy żyją. Z biegiem lat miasto rozwija się w jego wyobraźni. Pewnego dnia bohaterowie i idole z dzieciństwa znani z literatury i kreskówek, którzy w świadomości kolejnych pokoleń są wiecznie młodzi, przybywają nieproszeni. Kiedy nasz bohater odkrywa, że wszyscy się zestarzeli, a wieczna młodość nie istnieje, postanawia wrócić do prawdziwego życia. Film jest autobiograficzną impresją, reminiscencją obrazów z dzieciństwa, w której odżywa wspomnienie nieżyjących rodziców i rodzinnego miasta Łodzi. 

ŁUKASZ MACIEJEWSKI o filmie „ZABIJ TO I WYJEDŹ Z TEGO MIASTA” (źródło: Kalejdoskop Łódzki)

„ZIEMIA OBIECANA”

„Taki pan młody, a już taki smutny”. Tacy jesteśmy smutni. O „Zabij to i wyjedź z tego miasta”, animacji Mariusza Wilczyńskiego, animacji realizowanej przez czternaście lat, słyszałem wiele, również od samego autora, a znając jego dotychczasowe osiągnięcia, wiele się spodziewałem. Jednak to, co zobaczyłem, co odkryłem, jest zaskoczeniem. Jest ponad miarę.

Nie chodzi już tylko o film, o kino – generalnie jest oczywiście najważniejsze, ale w tym przypadku parametry się zmieniają. Chodzi o przeżycie, wzruszenie zmultiplikowane. Wzruszenie widza, osoby prywatnej, ale także wzruszenie kinofila: kogoś, dla kogo kino jest czasami przygodą, a czasami sensem życia. Tacy jesteśmy młodzi…

Film Wilczyńskiego, być może dzieło życia Wilczyńskiego, chociaż życzę mu wielu jeszcze wspaniałych filmów, jest opowieścią o zabijaniu siebie, zabijaniu przeszłości, zaklinaniu tożsamości.

Piszę, i sam się dziwię, że tak słabo to wychodzi, pokrętnie, że chyba jednak nie tędy droga. Tego filmu nie powinno się załatwiać sentencjami, sentencje to za mało, podobnie jak epitety.

Kreska, charakterystyczna kreska Wilczyńskiego, kreska, której z nikim nie można pomylić, prowadzi nas po jego życiu, czyli po każdym życiu. Kino ma tę przewagę być może, że jest  w stanie unifikować, uniwersalizować, sprawdzać nie tyle do wspólnego mianownika, co do jakiejś pełni. Czegoś, co w pewnym momencie dotyczy już nie tylko reżysera i jego widza, ale także dotyka bardzo prywatnie. Tak właśnie, dotyka.

Bo ten film mnie dotknął. Dotknął osobiście, dotknął boleśnie. Ale była to zarazem iluminacja. Dotknięcie sztuką która staje się życiem, jednostkowym i prywatnym.

Wilczyńskiemu udało się to, co jest wielkim marzeniem każdego artysty. Fantasmagoria, w której postrzępione serwetki, niewyprane koszule, nieodebrane telefony i niewyrzucone bilety autobusowe, stają się częścią pasjonującego animowanego thrillera. Thrillera będącego zarazem wierszem. Wiersz ma swój rytm, ma strofy (nie muszą być dokończone), zawiera pointę. Thriller to samo życie, to miasto Łódź, które gra w  filmie rolę niepoślednią, miasto wampir i miasto Mała Syrenka. Śpiewa refreny ziemi obiecanej, ale łódzkie obietnice są często bez pokrycia. Ziemia, to tylko zostaje, ziemia. Ziemia bez obietnic. Poezja wypełnia tę lukę. Poezja w filmie Wilczyńskiego jest obietnicą. Że przetrwamy, że rytm zrozumie strofę. Że nie wyjedziemy na zawsze z tego miasta. Zostaniemy, mimo wszystko tutaj.

W pociągu Wilczyńskiego, w którym siedzą jego rodzice, i mówią do nas głosami Ireny Kwiatkowskiej i Andrzeja Wajdy (głosowe kreacje aktorskie to w ogóle jest temat na zupełnie inny artykuł, warto żeby powstał), jedziemy wszyscy, a przynajmniej ci, którzy zechcą otworzyć się, to nie jest tym razem określenie na wyrost – na prawdę. Prawdę zwierzenia i prawdę zaufania.

I ja wyruszyłem zatem zaprojektowanym meandrycznie przez artystę tunelem pamięci. Głos Gustawa Holoubka mówiącego że nie wierzy śmierci, bezradność Jadwigi – zagranej głosowo przez Krystynę Jandę, głosy, echa kina, czyli życia. Tunel pamięci to zadawnione kompleksy, półprawdy, jakieś zawstydzenia ze szpitalnych odwiedzin, jakieś gorzkie poczucie niewspółmierności żyjących (żyjącego) wobec tych, których za chwilę już nie będzie, my to wiemy, ja to wiem, ale oni wciąż jeszcze są, mówią, rzadko płaczą. I potem rozpaczliwy gul w przełyku, że nie powiedziało się wcale tego, co potrzeba, tylko zupełnie nie to. I że z każdym takim ubytkiem i nas i mnie jest coraz mniej. Ale kojący głos Holoubka mówi przecież: „Nie wierzę w śmierć”.

Kino nie wierzy w śmierć. Mam to zawsze kiedy oglądam stare filmy. Jakiegoś Bressona, Carné, albo Rosseliniego. Nie ma, nie ma, odeszli, zmarli. Sprawdzam płaczliwie biogramy na Filmwebie. Ale przecież w końcu są, tam zostali. Młode dziewczęta, białe zdrowe zęby, nie wyjechali z tego miasta. Nie wyjadą nigdy.

Irena Kwiatkowska, Andrzej Wajda, Gustaw Holoubek, Tadeusz Nalepa i inni. Nie zabiją, nie wyjadą. Zostaną w Łodzi, u Wilczyńskiego. Zostaniemy.

 

 

 

Skip to content